Powrót po kilku latach
FaceApp jest popularna nie pierwszy raz. Podobna fala zainteresowania miała miejsce kilka lat temu, i tak jak teraz ogarnęła niemal cały świat. Dotychczas tylko na Androidzie pobrało ją ok. 100 mln osób. Jej sekret tkwi w tym, że naprawdę działa. Jest w stanie modyfikować zdjęcia twarzy tak, by uzyskać bardzo zaskakujące a jednocześnie realistyczne efekty. Potrafi postarzać, odmładzać, zmieniać fryzury, dodawać zarost, okulary a nawet makijaż. Problem w tym, że nie ma nic za darmo. W licencji znajduje się tam bowiem bardzo podejrzanie brzmiąca klauzula:
"Udzielasz FaceApp wieczystej, nieodwołalnej, wolnej od opłat, ogólnoświatowej, zbywalnej licencji na używanie, powielanie, modyfikowanie, dostosowywanie, publikowanie, tłumaczenie, tworzenie prac pochodnych, dystrybucję, publiczne wykonywanie i wyświetlanie twoich treści użytkownika, nazwy użytkownika lub podobizny we wszystkich znanych formatach i kanałach multimedialnych obecnie opracowanych lub później opracowanych, bez roszczeń co do odszkodowania".
Niebezpieczne zgody na udostępnienie danych
Oznacza to, że twórca aplikacji może z naszymi zdjęciami zrobić praktycznie co chce. Pikanterii całej sprawie dodaje fakt, iż firma, która stworzyła aplikację pochodzi z Rosji, co wyzwoliło szereg spekulacji o możliwych powiązaniach z rosyjskimi służbami specjalnymi. Aplikacja wymaga też zgody na udostępnienie lokalizacji.
Twórcy się bronią
Twórcy aplikacji bronią się, że dane użytkowników nie są zagrożone. Przede wszystkim podkreślają, że w każdej chwili użytkownicy mogą zgłosić się do pomocy technicznej FaceApp, by usunięto wszystkie dane ich dotyczące. Ponadto FaceApp przechowuje dane w chmurach AWS oraz Google Cloud, a nie na serwerach w Rosji. Firma zapewnia też, że zdjęcia są usuwane z serwerów po 48 godzinach, a wysyłane na nie są tylko te, które wskaże użytkownik. Firma podkreśliła także, że choć regulamin na to pozwala, żadne dane nie są przekazywane innym podmiotom.
Tomasz Sławiński